Barwne obyczaje europejskich marynarzy są stare jak świat, więc niektóre z nich znają nawet szczury lądowe. Prawie każdy wie, że kiedy młody żeglarz po raz pierwszy przekracza równik, trzeba urządzić mu chrzest równikowy. Te wyrafinowane tortury, koniecznie z Neptunem, bogiem mórz, w roli głównej, polegają na wrzucaniu do wody, polewaniu zepsutym jedzeniem, a czasem zmuszaniu do wąchania zaśmierdłych ryb. Do tego dochodzi dziś już tylko symboliczne strzyżenie i oczywiście picie alkoholu. Inny marynarski zwyczaj to chrzczenie okrętów. Żeglarze bawili się w ten sposób już w starożytności. Zmieniały się tylko płyny. Rzymianie robili to wodą, wikingowie – krwią. Tradycja rozbijania o burtę statku butelki szampana jest młodsza. Wprowadzono ją dopiero na przełomie XVIII i XIX wieku. Ale i teraz zdarza się, że statek chrzci się np. lodem. W chrzcie z reguły uczestniczy kobieta – matka chrzestna nowej jednostki. Jeszcze jedną wspólną dla ludzi morza tradycją jest morski pochówek. Wilki morskie często zapisują w ostatniej woli, że chcą być pochowani w morzu. W styczniu 2005 roku prasa opisywała taki morski pogrzeb Wojciecha Marczyńskiego, żeglarza znanego kolegom jako ?Świstak”. Podczas ostatniego rejsu towarzyszyli mu przyjaciele, rodzina, śpiewano szanty, a potem, gdy urna z prochami już pogrążyła się \v morzu, kapitan poczęstował żałobników rumem. Morski pochówek spodobał się także szczurom lądowym. Od lat w Niemczech popularne jest rozsypywanie prochów zmarłych nad morzem. W Polsce również działają już firmy specjalizujące się w tej usłudze.